Rozdział 7

W mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka. Zerknąłem do salonu, w którym zatrzymał się Felis w drodze do kuchni. Wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia i brat poszedł otworzyć drzwi. Czekałem uważnie, nasłuchując dźwięków z korytarza, chcąc dowiedzieć się w ten sposób kto przyszedł, jednak nie usłyszałem za wiele. Nie podobało mi się to, większość osób, które zazwyczaj nas odwiedza daje o sobie dość głośno znać, nie rozumiałem dlaczego tym razem tak nie jest.

W końcu w salonie pojawił się Felis, jednak cały jego dobry humor gdzieś zniknął, wydawał się strasznie spięty, może nawet rozgniewany.

– To do ciebie – rzucił dość chłodno i powrócił do robienia śniadanie.

W pierwszej chwili byłem zaskoczony jego zachowaniem, ale po kilku sekundach wszystko stało się jasne. Do naszego salonu spokojnym krokiem wszedł Nevra z nieodgadniętym wyrazem twarzy.

Poczułem ucisk w gardle i przypływ gniewu na jego widok jednak postanowiłem, przynajmniej chwilowo, zachować zimną krew.

Podszedłem do niego i założyłem ręce na piersi, mierząc go wzrokiem.

– Czego chcesz? – zapytałem szorstko, z trudem patrząc na niego.

– Coś ty taki nie w humorze Feliksie? Czyżbyś wstał z łóżka lewą nogą? – zapytał żartobliwym tonem, udając, że nie rozumie mojego zachowania, jednak ja nie miałem ochoty na jakieś gierki. Widząc mój chłodny wyraz twarzy mężczyzna westchnął przeciągle jakby trochę rozczarowany – Na prawdę nadal jesteś o to zły? Odpuść sobie, przecież oboje wiemy jak to się skończy. Odezwą się do ciebie media, ty będziesz mnie potrzebował, wybaczysz mi, wrócisz do roli wspaniałego artysty, znowu olejesz tego bachora i wybierzesz mnie, no i wrócimy do punktu, w którym będziesz użalał się nad sobą, a ja jako twój wierny przyjaciel będę starał się ciebie pocieszyć – krew we mnie zawrzała, gdy usłyszałem jak nazywa Felisa – Jednak mogę ci obiecać, że tym razem zrobię to skuteczniej.

Zbliżył się do mnie i przejechał dłonią po moim torsie by ułożyć ją na moim ramieniu. Uśmiechnął się zalotnie przybliżając swoją twarz do mojej.

– Oszczędźmy sobie tego cyrku i po prostu zrozum, że ten smarkacz jest jak kula u nogi, jak się jej nie pozbędziesz to pociągnie cię na dno. Jesteś mądrym chłopcem, odetnij ten zbędny balast, spakuj się i chodź ze mną. Zadbam o ciebie – obiecał dotykając mojego policzka. Nie zachowywał się jak osoba, która właśnie próbuje zniszczyć czyjś związek, on zdawał się to traktować jak flirtowanie z niezwiązaną z nikim osobą, a może nawet uważał, że wyświadcza mi przysługę składając mi takie propozycje.

Położyłem dłonie na jego ramionach i z całej siły odepchnąłem go. Krew we mnie wrzała, jedynym powodem, dla którego jeszcze nie próbowałem go pozbawić zębów był fakt, że Felis zapewne obserwował to wszystko, a on nie znosi przemocy. Chociaż w zaistniałych okolicznościach chyba nawet on zrobił by wyjątek.

– Jak śmiesz mówić takie rzeczy i to w moim domu?! Jak ślepy byłem, że uznałem za przyjaciela kogoś takiego jak ty?! Naprawdę sądzisz, że ci to wybaczę?! Prawie zrujnowałeś mi życie! Za nim karzę ci się stąd wynosić powiem ci tylko jedno i radzę ci słuchać uważnie, bo nie będę powtarzać – zapanowałem nad gniewnym głosem, on nie był wart zdzierania sobie gardła – Kończę z malowaniem. Mam dość bycia „wielkim artystą”, dość wracania do domu po północy i nie mania czasu na to co dla mnie ważne. To koniec, koniec z wywiadami, z wystawami i konice z naszą współpracą i… przyjaźnią – wręcz wyplułem to słowo – A teraz won z mojego domu!

Nevra przez chwilę stał zszokowany w miejscu po czym szybko podszedł do mnie, śmiejąc się nerwowo.

– Chyba sobie żartujesz. Chcesz zniszczyć swoją karierę dla tego durnego wyrostka?! Porąbało cię?! On nie jest wart nawet jednego twojego obrazu, a ty chcesz dla niego zaprzepaścić sławę?!

– Wyjdź – odparłem krótko i twardo, nie miałem zamiaru tłumaczyć mu się z moich decyzji, ani wciągać w jakąś dyskusje. To był koniec.

Mężczyzna potarł ręką kark i ponownie zaśmiał się cicho po czym zrobił głębszy wdech.

– Zgoda – odpowiedział spokojnie, jakby robiąc mi tym łaskę  – Ale wiem, że i tak do mnie wrócisz – jego głos był pełen pewności siebie – Nie jesteś durniem Feliksie, teraz pewnie działają na ciebie emocje. Ochłoniesz i za niedługo zrozumiesz, że popełniłeś błąd. Jestem cierpliwy, zaczekam. Gdy już ten chwilowy napad idiotyzmu ci przejdzie, to znasz mój numer. Do zobaczenia – skończył, obrócił się i udał w stronę wyjścia.

– Wątpię – burknąłem, czując ulgę, że ta gnida w końcu opuści mój dom.

Spuściłem ręce swobodnie wzdłuż ciała i zacząłem robić głębokie wdechy. Gdy cały gniew minął spojrzałem w stronę kuchni. Felis stał w „oknie” i patrzał na mnie wzrokiem, który nie do końca umiałem odczytać, jednak na pewno nie był on pozytywny. Szybkim krokiem ruszyłem w jego stronę, wszedłem do kuchni i porwałem go w objęcia.

– Przepraszam, że musiałeś tego słuchać – wyszeptałem mu do ucha – Nevra to dupek, gadający głupoty, nie przejmuj się nim. Nie jest wart tego by zawracać sobie nim głowę – starałem się go przekonać, nie chcąc by, którekolwiek ze słów Nevry trafiły do jego kochanego umysłu i go skrzywdziły.

– Nie musisz zakańczać kariery, nie chcę żebyś to robił – wyszeptał tuląc się do mnie.

– Ale ja chcę to zrobić, mam już dość. To jest zbyt męczące. Mam dość hoteli, podróży, prasy, telewizji, krytyków. Chcę znowu mieć spokojne życie, bez tej całej gonitwy. Przepraszam, że podjąłem tą decyzję bez ciebie, ale nie zmienię jej. Nie ważne kto co powie, nawet jeżeli to ty będziesz prosić.

Brat nie odpowiedział, tylko zacisnął dłonie na mojej koszulce, jednak gdy spojrzałem na jego twarz zobaczyłem na niej delikatny, radosny uśmiech. Cieszyła go moja decyzja, choć może nie chciał przyznawać się do tego na głos.

To była ważna decyzja, która miała zmienić nasze życie, ale wiedziałem, że zrobiłem dobrze, podejmując ją. Czułem w kościach, że to już koniec naszych problemów, jeśli chodzi o nasz związek, że teraz już wszystko się uspokoi i ułoży, że będzie dobrze.