Rozdział 1

Po raz dwudziesty usłyszałem dźwięk poczty głosowej w telefonie. Zrezygnowany rozłączyłem się i spojrzałem na spis połączeń. Dwadzieścia wykonanych połączeń w czasie ostatnich kilku minut, żadne nie zostało odebrane. Po raz ostatni wybrałem numer do brata, jednak ponownie usłyszałem tylko pocztę głosową. Westchnąłem zrezygnowany i spojrzałem na telefon gdzie na wyświetlaczu widniała roześmiana twarz Felisa, którego tuliłem do siebie.
Usłyszałem jak drzwi do apartamentu otwierają się. Do środka wszedł Nevra, który spojrzał na mnie z troską w oczach.

Nevra był wysokim, dobrze zbudowanym mężczyzną. Miał równo przystrzyżone, krótkie, kasztanowe włosy i chłodne niebiesko-szare oczy. Wiekiem podchodził pod trzydziestkę. Należał do tych osób, które nawet w swoje dni wolne chodzą elegancko ubrane – starannie zawiązany krawat, idealnie wyprasowana koszula były jego znakiem rozpoznawczym. Efekt dopełniały zazwyczaj noszone przez niego okulary w prostokątnych oprawkach.

– Nadal nie odbiera?

Pokręciłem głową, zamknąłem oczy i opadłem na fotel, rozmasowując skronie. Słyszałem jak Nevra podchodzi do mnie i stawia na stole coś szklanego. Spojrzałem na stół. Stała tam butelka wódki i dwa kieliszki.

– Tak na poprawę nastroju – powiedział wyjaśniająco i zaczął rozlewać alkohol.

Spojrzałem na przezroczysty płyn w kieliszku. Nie był to trunek, który figurował na mojej liście napojów ulubionych, ale w zaistniałych okolicznościach wizja doprowadzenia się do stanu nieświadomości wydawała się być jak plan odejścia do raju. Nawet jeśli następnego dnia miałem z tego raju trafić prosto do piekła.

– Spróbuje jeszcze zadzwonić do wuja – oznajmiłem, dając do zrozumienia by zaczekał jeszcze chwilę.

Wybrałem numer do stryja. Po czwartym sygnale traciłem już nadzieję że odbierze, jednak pomyliłem się.

– O co chodzi?

– Cześć wujku. Ja chciałem zapytać, czy może jest u was Felis? Próbowałem się do niego dodzwonić, ale nie odbiera. Pomyślałem, że może… – zamilkłem nie do końca wiedząc co powiedzieć.

Miałem szczerą nadzieję, że Felis będzie u wujka i zgodzi się ze mną porozmawiać chociaż przez chwilę.

– Nie ma go tu. Zapraszałem go, ale odmówił. Nie chciał przyjść. Ode mnie też nie odbiera.

Nadzieja zgasła, a ja poczułem jeszcze większą chęć upicia się.

– Rozumiem, dziękuję że odebrałeś i wesołych świąt. Pozdrów Sebastiana.

– Wesołych świąt.

Chciałem się rozłączyć, ale wujek powstrzymał mnie wymawiając moje imię

– Feliks, ja nie chcę się mieszać do waszego życia, ale… Nie dziwię się Felisowi, że nie odbiera. Są święta, a ty zamiast być przy nim siedzisz sobie z Nevrą w Paryżu. Ja wiem, że to była jakaś ważna wystawa, ale zastanów się proszę, czy ona i twoja kariera są wartę tego, by poświęcić dla nich miłość swojego życia. Wesołych świąt.

Wujek rozłączył się, a ja poczułem ukłucie bólu, żalu i wstydu w sercu. Słowa, które wypowiedział wujek od dłuższego czasu krążyły mi po głowie, jednak usłyszenie ich od kogoś innego było czymś zupełnie innym.
Odłożyłem telefon i chwyciłem kieliszek. Obróciłem go w palcach i uniosłem w geście toastu, mój agent zrobił to samo.

– Wesołych świąt?

– Wesołych – odmruknąłem cicho i opróżniłem naczynie z zawartości.

Wypijaliśmy kieliszek za kieliszkiem, a ja rozmyślałem nad tym co tu robię.
Wszystko zaczęło się może jakiś tydzień temu, albo trochę dłużej. Nevra zadzwonił do mnie z informacją, iż jedna z paryskich galerii chce urządzić wystawę moich prac, na której miałem być obecny. Nic nowego, wystaw we Francji miałem już kilkanaście, jednak tą wyróżniał termin. Wystawa miała się odbyć w Wigilię. Piekło zaczęło się, gdy oznajmiłem bratu, że nie będzie mnie na święta. Znaczy się najpierw chciałem by towarzyszył mi podczas wystawy, ale on kategorycznie odmówił. Gdy mimo to utrzymywałem, że polecę do Paryża wybuchła kłótnia, skończyło się na łamiącym mi serce widoku zapłakanej twarzy Felisa, który wyszedł z domu, trzaskając drzwiami. Wrócił dopiero po kilku godzinach i nie odezwał się do mnie ani słowem. Nie odzywał się do mnie nawet, gdy Prichard złożył nam niezapowiedzianą wizytę. Naturalnie wujek szybko zauważył, że coś jest nie tak. Pomimo iż wtedy jego jedynym komentarzem było stwierdzenie, iż powinniśmy to wyjaśnić między sobą to wiedziałem, że trzyma on stronę Felisa i również uważa, że powinienem zostać w domu. Z czasem sam również co raz bardziej chciałem zostać, milczenie brata doprowadzało mnie do szaleństwa, jednak Nevra przekonał mnie bym nie rezygnował z wystawy.

Próbowałem dodzwonić się do brata, jednak nie odbierał. Chciałem go przeprosić, złożyć życzenia, powiedzieć jak bardzo go kocham i jak żałuję tego, że zgodziłem się na tą przeklęta wystawę. Ale on nie odbierał, a moje sumienie niszczyło mnie od środka, tworząc w umyśle obrazy brata samotnie siedzącego w mieszkaniu z łzami spływającymi po jego jasnych policzkach.

Wlewanie kolejnych porcji alkoholu w końcu zaczęło przynosić upragniony skutek i odbierać mi świadomość. Przerwa w piciu alkoholu, sprawiła, że działał on na mnie szybciej i mocniej niż kiedyś.

~}*{~

Czułem czyjś palący dotyk na swoich ustach. Ktoś namiętnie mnie całował. Przez chwilę myślałem, że to mój braciszek, ale gdzieś w głębi mojego umysłu odezwał się nikły pierwiastek świadomości nie otumaniony przez alkohol, który przypomniał mi, że Felis jest daleko stąd.

Mimowolnie odwzajemniłem pocałunek, pozwalając by cudzy język wtargnął do wnętrza moich ust. Dałem się zdominować i spróbowałem skojarzyć, kto doprowadza mnie właśnie do stanu podniecenia.

Ręce, które były dla mnie zupełnie obce w dotyku zaczęły rozpinać moją koszulę i rozwiązywać mój krawat, a ja nie byłem nawet pewien czy to dzieje się naprawdę czy to tylko sen wywołany alkoholem.

– Nie masz pojęcia od jak dawna chciałem to zrobić – zachrypnięty, podniecony i jednocześnie podniecający głos rozległ się tuż przy moim uchu.

Pomimo iż brzmiał zupełnie inaczej niż na co dzień zrozumiałem, że moim tajemniczym kochankiem jest Nevra.

Nie pamiętam jak znaleźliśmy się w sypialni, ani kiedy Nevra odsłonił przede mną swój umięśniony tors. Jego dotyk był gorący i niecierpliwy, jego usta zostawiały czerwone ślady na mojej skórze.

Gdzieś w środku moje sumienie krzyczało, że powinienem to przerwać, że jeśli szybko nie zareaguje to popełnię największy błąd swojego życia, błąd którego nikt, włącznie ze mną, mi nigdy nie wybaczy, jednak ignorowałem go niczym jakiś irytujący dźwięk rozbrzmiewający gdzieś w innym pokoju.

Czułem jak gorące dłonie mężczyzny kończą mnie rozbierać. Leżałem pod nim zupełnie nagi, przyciągając go do siebie by móc ponownie posmakować jego ust. On mnie całował, a ja rozpinałem jego spodnie, zsunąłem je z niego wraz z bielizną, dotykałem jego najczulszych miejsc, słysząc jak jego serce przyspiesza z podniecenia. Jeździłem po jego ciele dłońmi, badając je, poznając każdą dolinę i górę, ucząc się na pamięć jego mięśni, a on w tym czasie swoimi ustami zniżał się co raz bardziej. Odchyliłem głowę w tył, gdy jego palące wargi zaczęły muskać moje podbrzusze, czułem jak jego język pozostawia na nim wilgotne ślady.

Spojrzałem na mężczyznę i na swoją dłoń wplecioną w jego włosy. Zobaczyłem lśniącą w nikłym świetle księżyca i ulicznych ozdób wpadającym przez okno złotą obrączkę. Obrączkę, która była parą obrączki, którą dałem Felisowi na walentynki lata temu, za nim jeszcze stałem się sławny.

Przypomniało mi się jak jej bliźniaczkę nakładałem bratu na palec, jak składałem mu wtedy przysięgę małżeńską, jak on nasuwał mi drugą na mój palec, również przysięgając i choć ta obietnica nie miała żadnej mocy prawnej dla nas była równoważna z tą, którą ludzie składają sobie przed ołtarzem.

Przypomniałem sobie również o wygrawerowanym na jej wewnętrznej stronie napisie, który Felis umieścił tam jako prezent świąteczny „Na zawsze twój Felis” na jego obrączce widniał podobny „Na zawsze twój Feliks”. I wtedy uświadomiłem sobie co właśnie robię, na co się zgadzam. Właśnie łamałem złożoną przysięgę i to w najgorszy możliwy sposób. Oddawałem się innemu mężczyźnie, tonąc w rozkoszy w czasie, gdy osoba, której zaprzysięgałem wierność siedziała sama w pustym mieszkaniu, bo wybrałem karierę za miast świąt z nią.

Całe podniecenie zniknęło tak samo jak wpływ alkoholu, pozostał tylko wstyd i obrzydzenie. Odepchnąłem od siebie Nevre, który usiadł przede mną zaskoczony. Czułem jak moje serce zaczyna galopować, gdy z każdą chwilą co raz mocniej uświadamiałem sobie co właśnie zrobiłem i do czego mogło jeszcze dojść.

Chwyciłem się za głowę i szarpnąłem za włosy. Spojrzałem na swój tors i pozostawione na nim przez Nevre ślady. Zrobiło mi się nie dobrze, szybko znalazłem się w łazience. Zaryglowałem drzwi i ukląkłem przy toalecie. Z każdą chwilą uświadamiałem sobie co raz bardziej co zrobiłem, a to pogłębiało moje obrzydzenie do samego siebie, które poczułem wraz z błyskawicznym wytrzeźwieniem.

Z trudem podniosłem się z kolan. Podpierając się o ścianę doszedłem do prysznica. Wszedłem do kabiny i odkręciłem wodę, opierając się o chłodne kafelki i walcząc z kolejnymi mdłościami. Szorowałem swoją skórę, pragnąc zmyć z siebie dotyk Nevry, który choć przed chwilą był czymś o co byłem gotowy błagać teraz wywoływał u mnie mdłości i zdawał się palić skórę niczym rozgrzane żeliwa.