Rozdział 5

Chciałem zaprzeczyć, jakoś odpowiedzieć, ale nie zdążyłem. Prawa dłoń brata uderzyła mój policzek. Poczułem piekący ślad po jego dłoni na skórze, szczególnie mocno zabolało miejsce, w które uderzyła jego obrączka. Chciałem z powrotem spojrzeć na niego, ale gdy tylko obróciłem głowę zostałem po raz kolejny spoliczkowany, a potem jeszcze raz i jeszcze raz i tak dopóki nie osunąłem się na kolana. Dłoń brata była cała pokryta moją krwią wypływającą z rany na twarzy.             Czerwona ciecz spływała po moim policzku, szczęce a potem po szyi i torsie gdzie wchłaniała ją koszula. Nigdy wcześniej brat nie uderzał mnie tak mocno, jednak ani przez chwilę nie próbowałem się bronić, należało mi się, zasługiwałem na to, zasługiwałem na karę, a on miał pełnie praw by mi ją wymierzyć.

Felis skulił się na fotelu, przyciągając kolana pod brodę i oplatając je rękami, nie umyślnie brudząc swój szlafrok krwią, która plamiła jego dłoń. Klęczałem na podłodze, podpierając się na rękach i czekając aż ból choć trochę minie.

W mieszkaniu panowała absolutna cisza, przez dobre półgodziny żaden z nas nawet nie drgnął. Gdy ból skaleczonej twarzy osłab na tyle bym mógł mówić usiadłem na piętach i spojrzałem na brata skulonego na fotelu.

– Mam się spakować i wynosić? – zapytałem cicho, nie wiedząc czy mam tam zostać, przepraszać, czy może po prostu zostawić go samego, jednak nie spodziewałem się odpowiedzi, którą otrzymałem.

– Nie idioto. Masz zostać i mnie przytulić – spojrzałem zaskoczony na brata, a moje oczy zrobiły się wielkie jak spodeczki – Masz mnie przytulić – powtórzył twardym, rozkazującym tonem, gdy pozostałem w bezruchu.

Powoli wstałem z podłogi, zmieniając miejsce brata usiadłem na fotelu, posadziłem go na swoich kolanach i przytuliłem do siebie. Jego ręce od razu mnie oplotły, a on ukrył twarz w materiale mojej zakrwawionej koszuli, wtulając się we mnie zupełnie jakby nic się nie stało.

Nie rozumiałem jego zachowania, jednak nie miałem zamiaru uświadamiać go, że powinien przepędzać mnie z domu. Mocno go przytuliłem, wplatając dłoń w jego włosy i zaciskając drugą na jego szlafroku.

Przez kolejnych kilka godzin po prostu siedzieliśmy tak, tuląc się do siebie, pomimo że nie rozumiałem tego co się dzieje byłem szczęśliwy, że los dał mi te kilka godzin z nim. Kilka godzin, podczas których mogłem zapomnieć o swoich błędach i czuć się tak jakby to wszystko się nie wydarzyło, jakby był to po prostu kolejny wspólny wieczór w swoich ramionach po ciężkim dniu pracy.

– Nie chcesz wiedzieć dlaczego cię nie wyrzucam?

W panującej ciszy nawet szept Felisa zdawał się być krzykiem. Blondynek zaczął się przekręcać i w końcu odsunął się ode mnie tak by zrównać swoją twarz z moją.

Uśmiechnąłem się na widok jego poplątanych i stojących na wszystkie strony świata włosów. Odruchowo chciałem je ugłaskać by tak nie sterczały, jednak gdy moja dłoń znalazła się nad jego głową uświadomiłem sobie, że on może tego nie chcieć. Zatrzymałem rękę i chciałem ją cofnąć, jednak brat pochwycił mój nadgarstek i ułożył moje palce na swoich miękkich włosach. Nie ukrywając zdziwienia i szczęścia zacząłem gładzić blond kosmyki, rozkoszując się ich przyjemnym dotykiem.

– Wolę o to nie pytać, nie chcę żeby ten czar prysł – odpowiedziałem na jego wcześniejsze pytanie, kończąc układać jego kosmyki.

– On nie pryśnie Feliksie. Nie chcę byś odchodził – spojrzałem na niego pytająco, nie rozumiałem jego zachowania – To co zrobiłeś boli, ale jeszcze bardziej bolało mnie gdy nie było cię przy mnie. Twoja zdrada mnie rani, ale jest niczym w porównaniu do tego co czułem za każdym razem gdy kładłem się do zimnego, pustego łóżka ze świadomością, że rano nadal będę sam, że nie obudzi mnie twój ciepły, zachrypnięty głos i delikatny pocałunek tylko krzykliwy pisk budzika – urwał na chwile, chwycił moją dłoń i położył na swoim torsie w miejscu gdzie znajduje się serce – Ono teraz jest popękane i krwawi, jednak wiem że można je jeszcze posklejać, że ty możesz je posklejać, ale jeśli zostanę sam ono się rozpadnie i już nic go nie na prawi – jego oczy znowu się zaszkliły i spojrzały prosto w moje – Proszę – wyszeptał cichutko – Nie zostawiaj mnie. Nie chcę być sam.

Pośpiesznie wytarłem jego oczy i przytuliłem go do siebie, gładząc jego włosy i plecy.

– Shhhh mój malutki, cichutko. Nigdy cię nie zostawię aniołku, będę tu tak długo jak ty będziesz tego chciał – szeptałem najczulszym i uspakajającym głosem jakim tylko potrafiłem – Przepraszam, przepraszam za to co ci zrobiłem, ja to naprawię przysięgam. Wszystko będzie tak jak kiedyś. Będziemy szczęśliwi obiecuję, zrobię wszystko byśmy znowu byli szczęśliwi.

Kołysałem się uspokajająco, całując jego włosy i głaszcząc go. Chciało mi się płakać ze szczęścia, on mi wybaczył, kocha mnie tak bardzo, że jest mi wstanie przebaczyć nawet taką głupotę, to było dal mnie coś niezrozumiałego, a jednocześnie dającego tyle radości. Wiedziałem, że nie zmarnuje tej szansy, nawet jeśli on wybaczyłby mi gdybym zrobił to ponownie to ja nie przeżyłbym myśli, że znowu go skrzywdziłem. Posklejam jego biedne, niewinne, pełne dobroci serduszko tak by znowu było przepełnione szczęściem i miłością. Przysięgam.