Rozdział 6

Cyjan przytulił się do mnie mocno, mrucząc pod nosem, że następnym razem mnie pokona. Siedzieliśmy tak kolejne minuty w ciszy, a ja bawiłem się jego rudymi włosami. Obaj domyśliliśmy się, że zajęcia dzisiaj się nie odbędą i pozostało nam tylko czekać na Felisa.

Jakiś kwadrans po piętnastej na korytarzu zaczął robić się hałas, a z sal zaczęły wychodzić grupy aniołów wesoło gawędzących między sobą. Nagle w mojej głowie pojawił się strach, pochodzący z umysłu brata, a po chwili na korytarzu dało się słyszeć gniewny, męski głos.

– Uważaj jak chodzisz smarkaczu! – spojrzałem w stronę, z której dobiegał krzyk, tak samo jak większość osób.

Kilka metrów ode mnie, obok wyjścia z sali, w której odbywały się zajęcia kucharskie, wysoki, ciemno włosy chłopak chwycił za ramiona niższego, przestraszonego blondynka i popchnął go w tył, tak że tamten upadł na podłogę. Rozpoznawszy w blondynku Felisa szybko podniosłem się z podłogi i podbiegłem do wysokiego chłopaka, stając między nim, a moim bratem.

Czułem narastającą w sobie złość. Korzystając z zaskoczenia napastnika odepchnąłem go gwałtownie, chcąc zwiększyć odległość między nim a Felisem.

– A ty co się wtrącasz szczeniaku?! – warknął, gdy odzyskał równowagę – Suń się! – rozkazał, ale ja nie miałem zamiaru przesunąć się choćby o centymetr.

– Głuchy jesteś?! – ryknął, po czym zamilkł, a na jego usta wypłynął szyderczy uśmiech – Zaraz, zaraz… To wy – mruknął – Chłopaki spójrzcie kogo my tu mamy – zawołał do dwóch brunetów stojących za jego plecami – To te dwa dziwolągi, o których było tak głośno. Synowie Cornela Perlisona – zacisnąłem mocniej szczękę słysząc imię ojca w ustach chłopaka – Jak na syna legendy nie wyglądasz zbyt imponująco – zakpił, zbliżając się do mnie na co wszystkie moje mięśnie się spięły – Zobaczymy czy cokolwiek potrafisz – mruknął i wyprowadził szybki cios, celujący w moją twarz.

Zrobiłem zręczny unik i podciąłem nogi napastnikowi. Chłopak z łoskotem upadł na podłogę, a ja stanąłem nad nim, nie potrafiąc powstrzymać triumfalnego uśmiechu. Towarzysze mojego przeciwnika wręcz rzucili się by pomóc mu wstać. Ciemnowłosy otrzepał swoje ubranie, rzucił mi gniewne spojrzenie i odszedł, mrucząc pod nosem, że jeszcze się ze mną policzy.

Gdy agresor znalazł się w bezpiecznej odległości szybko obróciłem się w stronę brata i pomogłem mu się podnieść. Gdy tylko Felis stanął na nogi, zarzucił mi ręce na szyję i mocno się do mnie przytulił.

Strach, który wcześniej docierał do mnie z umysłu brata zniknął i zastąpiło go poczucie wdzięczności. Otuliłem blondynka ramionami i oparłem brodę na czubku jego głowy, obserwując zbliżającego się do nas Cyjana. Chłopak spojrzał na nas wzorkiem, w którym ulga mieszała się z troską.

– Odważny jesteś, on był od ciebie o półtorej głowy wyższy – powiedział, gdy w końcu Felis wypuścił mnie ze swoich objęć.

– Nie obchodzi mnie to. Nie pozwolę nikomu skrzywdzić mojego braciszka – odparłem, kładąc dłoń na głowie blondynka i czochrając jego włosy, wplatając palce między jasne kosmyki.

– Mój bohater – skomplementował mnie Felis, całując mnie w policzek – Twoje treningi z wujkiem dały ładny efekt.

Pokiwałem głową z uśmiechem na myśl, że godziny ćwiczeń w końcu się na coś przydały. Spojrzałem na brata i westchnąłem, chwytając w palce materiał jego białej koszuli ubrudzony najprawdopodobniej jakimś sosem. Blondynek zarumienił się i zaczął mruczeć pod nosem wyjaśnienia o tym, że kolega go ubrudził za nim zdążył ubrać fartuch.

– Może wpadniecie dzisiaj do mnie, co? Kedam na pewno poczuje się lepiej gdy was zobaczy – zaproponował Cyjan najwidoczniej znudzony patrzeniem jak tonę w ciepłych oczach brata postanowił przerwać, panującą ciszę.

Wyrwałem się z hipnozy i spojrzałem na przyjaciela, delikatnie rumieniąc się, bo zrozumiałem, że znowu zapomniałem o całym świecie na rzecz podziwiania urody Felisa.

– Cmyk, wiesz że zawsze z chęcią spędzam z tobą czas, ale wujek wrócił i…

– Chcecie spędzić z nim czas, rozumiem, ale skoro nie dzisiaj to może pojutrze? Kedam pewnie też będzie czuł się lepiej – zaproponował, na co Felis od razu wesoło się zgodził.

– Chodźcie, odprowadzę was kawałek – objął nas obu ramieniem i zaczął iść w stronę wyjścia z pałacu.

– Ale wiesz, że mieszkasz w zupełnie innym kierunku?

W odpowiedzi dostałem tylko delikatne dźgnięcie w plecy, które miało mnie nakłonić do trochę szybszego kroku. Idąc przez korytarze przypominałem sobie jak będą dziećmi biegaliśmy po nich z bratem, gdy wujek odwiedzał królową Annę, albo gdy po prostu Kilian chciał z nim o nas porozmawiać na osobności. Inni patrzyli się na nas zaskoczeni lub rozbawieni a my biegliśmy przed siebie, bawiąc się w ganianego. Ja z przodu, a Felis za mną, próbując mnie złapać.

Przez chwilę zatęskniłem za tymi czasami, ale potem spojrzałem na Cyjana i brata, którzy szli obok mnie, moje życie się zmieniło, ale nadal byłem szczęśliwy, może nawet szczęśliwszy niż kiedyś.

Nim się obejrzałem byliśmy już przed domem i trzeba było pożegnać się z Cyjanem, który na odchodne jeszcze raz zapytał się mnie czy na pewno nie chcę iść jutro z nim, jednak moja odpowiedź się nie zmieniła.

W domu przywitała nas głucha cisza. Felis od razu skierował się do kuchni z zamiarem zrobienia obiadu, a ja na palcach poszedłem do pokoju stryja. Delikatnie nacisnąłem klamkę i pchnąłem lekko drzwi. W pomieszczeniu panował półmrok, okna były zasłonięte, a wujek leżał odkryty w łóżku. Uśmiechnąłem się pod nosem na widok kołdry, która leżała wszędzie dookoła stryja, ale w żaden sposób nie okrywała jego. On i Felis byli pod tym względem identyczni, blondynek również, jeśli śpi sam to w czasie snu cały się odkrywa.

Podszedłem do łóżka i chwyciłem w palce seledynową pościel, dokładnie okryłem nią pogrążonego we śnie wujka, który poczuwszy tylko ciepły materiał na swoim ciele sam przez sen mocniej się w niego zawinął. Spokojny o stryja wyszedłem bezdźwięcznie z jego sypialni, zamykając za sobą drzwi.

W domu już unosił się smakowity aromat, wydobywający się w kuchni co wywołało burczenie u mnie w brzuchu. Chwyciłem do ręki torbę, którą wcześniej zostawiłem obok drzwi pokoju i poszedłem na piętro. Wchodząc do pokoju spojrzałem na drugie drzwi po lewej, poczułem smutny ucisk w sercu, chcąc się go pozbyć szybko wszedłem do pokoju i zamknąłem za sobą drzwi. Przez chwilę stałem pod nimi z zamkniętymi oczami, robiąc głębokie wdechy. Gdy się uspokoiłem odłożyłem torbę obok łóżka i podszedłem do szafy na ubrania. Wyciągnąłem z niej białą koszulkę z krótkim rękawem, zabrałem brudne rzeczy z łazienki i wróciłem na parter, do kuchni.

Felis stał przy kuchence podsmażając mięso i nucąc coś pod nosem. Położyłem miskę z brudami na podłogę i podszedłem do brata, obejmując go od tyłu. Przesunąłem dłońmi po jego torsie i zacząłem rozpisać jego koszulę.

– Feliks ty zbereźniku – wymruczał blondynek cicho się śmiejąc.

– Ja tylko cię przebieram i proszę żebyś tym razem się nie ubrudził myszko – wyszeptałem mu do ucha i ściągnąłem koszulę z jego ramion – Obróć się skarbie i ubierz koszulkę.

Felis grzecznie się obrócił i ubrał podaną przeze mnie koszulkę, pocałowałem go w czoło i zaniosłem brudne ubrania do pralni w piwnicy, znowu wróciłem na górę i zawczasu nakryłem do stołu.

Zmywałem o obiedzie gdy wujek wszedł do kuchni i obdarzył nas ciepłym, zaspanym uśmiechem. Stryj opadł na krzesło przy stole i zaczął przecierać dłońmi zaspaną twarz.

– Kawy? – zapytałem, odkładając talerz na suszarkę, a wujek pokiwał głową i spojrzał na mnie z wdzięcznością – Felis, przygrzej wujkowi obiad, pewnie jest głodny.

Blondynek od razu zerwał się z miejsca i zaczął odgrzewać jedzenie, w czasie gdy ja zalewałem czarny napój wrzątkiem.

– Chyba zamieniliśmy się rolami, to ja powinienem robić wam obiad, a wy snuć się zaspani po domu – rzucił wujek z nutą rozbawienia w głosie, gdy postawiłem przed nim kubek z jego płynnym zbawieniem – Przepraszam, ostatnio was zaniedbałem… Poprawię się, obiecuję. Dajcie mi tylko trochę czasu.

Felis obrócił się zdziwiony, a ja usiadłem na krześle obok wujka i położyłem mu dłoń na ramieniu.

– Nie zaniedbałeś nas – powiedziałem spokojnie.

Prichard chwycił moją dłoń w swoją i pogładził jej grzbiet kciukiem, delikatnie się uśmiechając.

– Zaniedbałem, ciągle nie ma mnie w domu, musicie radzić sobie sami. Powinienem się wami opiekować.

– Wujaszku – wyszeptałem czule – Opiekowałeś się nami trzynaście lat, przez trzynaście lat byłeś dla nas o każdej porze dnia i nocy. Później trochę rzadziej, zajmowałeś się nami dopóki nie staliśmy się wystarczająco samodzielni, teraz potrafimy zrobić to sami, a ty możesz w końcu zrobić coś dla siebie – uśmiechnąłem się do niego, a Felis stanął po jego drugiej stronie – To naturalna kolej rzeczy.

Ucałowałem go w czoło, a Felis usadził się na jego kolanach i mocno do niego przytulił. Wujek oplótł go ramionami i mocno wyściskał, mrucząc pod nosem, że jesteśmy bardzo mądrzy i o tym jak bardzo nas kocha.

– Pójdziemy dzisiaj na zachód słońca na Aiiro, dobrze? – zapytał, nadal trzymając w ramionach blondynka – A jutro zabiorę was na duże lody, póki jeszcze jest ciepło – obiecał.