Rozdział 6

Obudziłem się w ciepłym łóżku grzany ciepłą pierzyną, promieniami słońca i co najważniejsze cieplutkim ciałem Felisa, którego obejmowałem, tuląc się do jego pleców. Leżałem na boku, delikatnie gładząc jego ramię palcami i myśląc o tym jak blisko byłem utracenia tego.

Od mojej przygody z Nevrą i przyznania się do wszystkiego bratu mięło kilka dni, kilka naprawdę ważnych dla nas obu dni. Felis mi wybaczył, ale to nie oznaczało, że nasze życie nie ulegnie zmianie, choćby tymczasowej. Skrzywdziłem go, nadużyłem zaufania, którym mnie obdarzył i będę pracować nad jego odbudowaniem przez kolejne miesiące, a może nawet i lata, na dodatek nikt nie da mi gwarancji, że kiedykolwiek odzyskam je w pełni. Mimo to byłem szczęśliwy. Byłem szczęśliwy, że znowu mogłem go przytulać, budzić się przy nim i kłaść spać, jeść wspólnie posiłki. Ostatnio nie mieliśmy na to czasu, dokładniej to ja nie miałem czasu, kariera mnie oślepiła i zepchnęła Felisa na drugi plan, na szczęście incydent w Paryżu otworzył mi oczy i mój mały braciszek znowu był moim oczkiem w głowie.

Podczas tych kilku dni wiele rozmawialiśmy: o nas, o naszej przyszłości, o mnie i o nim. Rozmawialiśmy o tym jak się czuł, o tym jakie popełniłem błędy i jak chcielibyśmy by było w przyszłości. To były ważne rozmowy, pokazały mi one między innym jak bardzo się zmieniłem i jak zmieniło się nasze życie, niestety na gorsze. Pomogły mi też pojąć przez co przechodził Felis, jaki samotny i zaniedbany się czuł. Ale to już przeszłość, nie pozwolę by kiedykolwiek znowu musiał przechodzić przez coś podobnego, będzie tak jak kiedyś, a może nawet lepiej, będę przy nim pełen miłości, troski i ciepła. Moje ramiona pozostaną dla niego otwarte i już nigdy nie pozwolę by coś stało się w moim życiu ważniejsze od niego.

Felis zaczął się budzić i delikatnie wiercić. Uniosłem się delikatnie na boku i zanurzyłem usta w jego włosach, całując je. Nie otworzył oczu tylko wygodniej ułożył głowę na poduszce.

– Kochanie budzimy się – powiedziałem cicho lekko zachrypniętym głosem i trąciłem go nosem w policzek – Aniołku jest po jedenastej i tak dałem ci dłużej pospać.

– Boje się, że jeśli otworzę oczy to znikniesz – wymruczał cicho zaciskając dłoń na pościeli.

Chwyciłem jego dłoń w swoją i ponownie ucałowałem tym razem w policzek.

– Przyrzekam, że nie zniknę, a ty nadal będziesz na mnie skazany.

Po tych słowach Felis otworzył swoje zaspane oczka, wyswobodził swoją dłoń i przetarł oczy piąstkami ziewając tak uroczo jak tylko on potrafi. Przekręcił się na plecy i spojrzał mi głęboko w oczy jednocześnie gładząc dłonią mój policzek. Pochyliłem się nad nim i delikatni ucałowałem jego skórę w miejscu gdzie znajduje się serce.

– Jak ono się czuje? – zadawałem to pytanie codzienni od kiedy wróciłem i ku mojej uciesze co dziennie dostawałem co raz to weselszą odpowiedź.

– Przestało krwawić, teraz musi się tylko posklejać. Zrób to jeszcze raz – dodał po chwili. Podniosłem na niego pytające spojrzenie – Pocałuj jeszcze raz – wyjaśnił.

Nieco zdziwiony spełniłem jego prośbę i ponownie ucałowałem jego skórę. Zaskoczył mnie, sądziłem że po mojej zdradzie przez kilka kolejny miesięcy będzie pozwalał mi się tylko przytulać, to było by to dla mnie zrozumiałe. Ja również miałbym awersje przed dotykiem mężczyzny, który obmacywał się na hotelowym łóżku ze swoim kochankiem.

Słyszałem jak Felis wstrzymuje oddech, gdy moje usta ponownie dotknęły jego skóry. Podniosłem wzrok, Felis przymykał oczy, a na jego twarz wypłynął wyraz niezwykłej przyjemności. Czując na sobie moje spojrzenie otworzył oczy i powoli powracał do normalnego oddychania.

– Tak dawno mnie nie dotykałeś – wyszeptał nieco smutnym głosem – Zrób coś jeszcze, tak strasznie mi tego brakowało, chcę sobie przypomnieć jak wspaniałe to uczucie.

Najpierw cicho go przeprosiłem za mój kolejny błąd, na który otworzył mi oczy po czym zacząłem go całować. Całowałem jego tors i szyję, delikatnie muskałem  ustami, czując jak brat przyciska moją głowę mocniej do swojego ciała. Naprawdę mocno za tym tęsknił, ja również zapomniałem jak wspaniałym uczuciem jest poświęcać czas jego ciału. Jak przyjemnym doznaniem jest obserwowanie jak jego mięśnie napinają się i rozluźniają, serce przyspiesza, a oddech zostaje wstrzymany w oznace przyjemności.

Przerwałem pieszczoty, gdy doszedłem do wniosku, że na chwilę obecną zaspokoiłem nasze potrzeby. Gdy się od niego oderwałem i spojrzałem w jego oczy patrzyły na mnie wzrokiem błyszczącym od szczęścia.

– Sprawiło ci to aż tyle przyjemności? Mam na myśli… zawsze lubiłeś gdy cię dotykałem, ale nigdy po takich drobnostkach nie byłeś aż tak szczęśliwy.

– Nigdy wcześniej nie ignorowałeś mnie przez tak długi czas. Proszę, nie mówmy o tym. Ten dzień rozpoczął się tak przyjemnie, nie chcę by to się popsuło. Nie bój się, zachowuj się tak jak kiedyś, kochaj mnie, całuj, pieść moje spragnione twojej bliskości ciało, jeśli nie będę chciał czegoś robić powiem ci.

Spojrzałem głęboko w jego oczy, nie bał się, nie było w nich cienia zwątpienia w wypowiadane słowa. Pochyliłem się nad jego twarzą, kładąc mu dłoń na policzku i rozchylając kciukiem jego wargi.

– Chyba zacznę wierzyć w Boga – wyszeptałem, przybliżając się do niego – Taki wyrozumiały ideał jak ty nie może być dziełem przypadku – wyszeptałem cicho i pocałowałem go.

Dotyk jego miękki warg na moich był jak dawka narkotyku po długiej, wymuszonej wbrew naszej woli przerwie. Smakowałem ich, zanurzając się w czystej przyjemności pozbawionej jakichkolwiek wad. Delikatnie przygryzłem jego dolną wargę i przesunąłem dłonią po jego skórze by móc wpleść ją w jego włosy. Zacisnąłem palce na jego włosach i spróbowałem jeszcze bardziej przybliżyć nas do siebie. Gdy zwykły pocałunek nie zaspokoił mojego pragnienia, naprałem na jego usta językiem, chcąc by je rozchylił. On posłusznie spełnił moją prośbę i już po chwili penetrowałem wnętrze jego ust, dokładnie badając każdy jego zakamarek. Zaczepiałem jego język, próbując namówić go do zabawy, nie trwało długo, a uległ i zatracił się w namiętnym tańcu, który trwał tak długo jak nasze płuca były w stanie wytrzymać bez świeżej dostawy tlenu.

Gdy skończyliśmy nie odsunąłem się od niego. Oparłem swoje czoło o to jego i z zamkniętymi oczami wsłuchiwałem się w jego zachłanny oddech. Poczułem jak jego dłonie układają się na moim torsie i delikatnie przesuwają się po nim w górę i w dół. Otworzyłem oczy i zobaczyłem cudowne oczy brata i słodki, delikatny uśmiech.

– Co chcesz na śniadanie? – pytanie padło z ust mojego braciszka po dobrych trzydziestu minutach od naszego pocałunku, które spędziliśmy na leżeniu w łóżku w swoich ciepłych objęciach, głaszcząc nawzajem nasze ciała.

– Nie pozwolisz bym to ja coś zrobił, prawda? – braciszek pokręcił głową – Chciałbym gofry z czekoladą, bitą śmietaną i owocami, lekko poprószone płatkami śniadaniowymi złożonymi z migdałów i żurawiny.

Felis wyszedł z łóżka i narzucił na swoje piękne ciało biały szlafrok. Słyszałem kroki stawiane przez jego bose stopy na podłodze. Opadłem na poduszki i pomyślałem, że muszę kupić mu jakieś miękkie, ciepłe kapcie, najlepiej białe i urocze. Takie w kształcie króliczków. Uśmiechnąłem się do własnych myśli.

Leżałem w łóżku jeszcze kilka minut, rozglądając się po pokoju. Ściany były pomalowane na pistacjowy kolor (a przynajmniej zbliżony do niego), meble były białe. Białe dwuosobowe łóżko pośrodku pokoju, biała szafa pod ścianą, toaletka zabrana z rodzinnego domu w kącie, biblioteczka na książki, szafki nocne po bokach łóżka, a nawet lampki z zielonymi abażurami – wszystko było białe.

Wstałem z łóżka i zaścieliłem je. Spojrzałem na brzoskwiniową pościel z lekkim uśmiechem, ten komplet poszewek był jednym z prezentów, które dał nam wujek, gdy wyprowadzaliśmy się z domu. Podszedłem do szafy i odnalazłem w niej jakąś czarną koszulkę, dwie pary dżinsów i miękki, biały sweterek w kotki dla mojego braciszka. Byłem taki szczęśliwy, że znowu mogę się nim zajmować.

Naciągnąłem na siebie swoje ubrania, a te które wybrałem dla brata wziąłem ze sobą i położyłem na oparciu kanapy w salonie.

Salon nie tworzył z kuchnią spójnej całości, ale niewiele do tego brakuje. W ścianie oddzielającej jedno pomieszczenie od drugiego oprócz przejścia znajduje się również otwór, który my nazywaliśmy „oknem”. „Okno” miało kształt półkola, czy jeśli ktoś woli łuku i dawało wgląd z salonu do kuchni. To połączenie sprawiało, że w salonie unosił się wspaniały aromat przygotowywanego przez Felisa śniadania. Zerknąłem do wnętrza pomieszczenia o szarych ścianach i białych meblach gdzie Felis z gracją i zręcznością mieszał składniki, wyciągał różne rzeczy z szafek i parzył kawę. Jeśli chodziło o urzędowanie w kuchni to mój mały braciszek jest mistrzem wykonywania wielu czynności naraz. Kuchnia to bezapelacyjnie jego królestwo.

Wszedłem do kuchni i stanąłem za bratem, obejmując go w talii i układając brodę na jego ramieniu. Patrzyłem jak z wprawą nalewa ciasto do gofrownicy, ucałowałem jego delikatną szyję. Powiedział, że mam zachowywać się tak jak kiedyś, więc będę tak robić.

– Położyłem ci ubrania w salonie – powiedziałem cicho, patrząc jak przygotowuje kolejnego gofra.

– Dziękuje. Umiesz smażyć gofry, prawda? – zaśmiałem się cicho i stwierdziłem, że kiedyś umiałem – W takim razie ty zajmij się na chwilę smażeniem, a ja pójdę się ubrać.

Brat wydostał się z moich objęć, wesoło się uśmiechnął i wyszedł z kuchni. Stanąłem przy gofrownicy i przez „okno” obserwowałem jak Felis zabiera swoje ubrania z oparcia kanapy. Zająłem się powierzonym przez brata zadaniem, jednak nie na długo, bo blondynek szybko uporał się z ubieraniem i po niedługim czasie słyszałem jak wraca do mnie.