Rozdział 4

Staliśmy w uścisku kilka może kilkanaście minut, a ja całym sobą chłonąłem jego bliskość. Walczyłem ze zbierającymi się w moich oczach łzami. W końcu Felis odsunął się ode mnie. Patrzyłem w jego ciepłe oczka, chcąc zapamiętać ich szczęśliwy wyraz.

– Wróciłeś – wyszeptał cichutko i sięgnął w kierunku mojej twarzy układając na niej swoją jasną dłoń.

Pokiwałem tylko głową, wiedząc, że jeśli spróbuje się odezwać to runie cały mój pozorny spokój. Chwyciłem jego dłoń w swoją i mocniej przytuliłem do niej swój policzek, była taka ciepła.

– Pewnie jesteś głodny i zmęczony. Zrobię ci coś ciepłego do jedzenia i pójdziemy spać, a jutro porozmawiamy – jego głos był taki troskliwy.

Chciał pójść do kuchni, ale złapałem go za nadgarstek i przytrzymałem w miejscu.

– Musimy porozmawiać – starałem się brzmieć spokojnie i opanowanie, jednak nie do końca mi się to udało i mój głos zadrżał delikatnie.

– Porozmawiamy jutro, musisz odpocząć po podróży – jego troska sprawiała, że pękało mi serce, teraz się o mnie martwił, a ja za chwilę sprawię, że mnie znienawidzi – Idź się umyć, a ja zrobię kolacje.

Próbował odejść ale mu nie pozwoliłem, czułem jak patrzy na mnie pytającym wzrokiem.

– Felis ja muszę ci o czymś powiedzieć i muszę zrobić to teraz. Proszę wysłuchaj mnie.

Blondynek przestał stawiać opór i posłusznie stanął naprzeciwko mnie czekając na słowa. Nie potrafiłem już dłużej powstrzymywać łez, pozwoliłem by spływały po moich policzkach budząc w Felisie złe przeczucia.

– Felis ja… Ja cię zdradziłem – słowa zabrzmiały równie okrutnie co wyrok śmierci na niewinnym człowieku. Patrzyłem w oczy brata i wiedziałem, że jeszcze do niego nie dotarły, że jeszcze nie zdaje sobie sprawy z tego co powiedziałem – Wczoraj wieczorem z Nevrą. Upiłem się i zacząłem z nim całować, później poszliśmy do sypialni i… – zamilkłem, nie potrafiłem powiedzieć więcej, choć może powinienem, może powinienem powiedzieć, że to przerwałem, że pozwoliłem tylko na to byśmy odbyli razem „grę wstępną”, ale nie potrafiłem.

Felis wpatrywał się we mnie swoimi złoto-bursztynowymi oczami. Widziałem jak powoli zaczyna do niego docierać sens moich słów, jak zaczyna uświadamiać sobie co powiedziałem. Jego oczy zaczęły robić się mokre, wcześniejsze iskry szczęścia zamieniały się w wyraz krzywdy i bólu. Czekałem tylko aż pojawią się w nich nienawiść i obrzydzenie, a później na słowa, które to wszystko skończą.

Brat osunął się na fotel i ukrył twarz w dłoniach, widziałem jak jego ramiona się trzęsą, jak on się trzęsie. Stałem nad nim i słuchałem jego cichego szlochu ze świadomością, że właśnie zniszczyłem najczystsze serce na tym świecie. W salonie zapanowała cisza przerywana tylko szlochaniem blondyna.

– Wiem, że to nic nie zmieni, ale… – zacząłem po kilkunastu minutach milczenia, chcąc mimo wszystko podać jedyną rzecz, która mogłaby dać mi cień szansy na wybaczenie – Chcę żebyś wiedział, że nie oddałem się mu, przerwałem to nim skończyła się gra wstępna – te słowa były nic nie znaczące, jednak chciałem powiedzieć mu całą prawdę.

Felis nic nie odpowiadał, nadal jedynie szlochał cicho, a czas zdawał się zatrzymać.

Nie wiedziałem ile tak stałem nad nim, nie wiedząc co zrobić: odejść czy paść na kolana i błagać o przebaczenie. Chciałem go przeprosić, jednak to słowo wydawało się takie puste, wiedziałem, że ono nic nie zmieni, gdy stłucze się szklankę przeproszenie jej nie sprawi, że nagle się poskleja.

Brat w końcu odsłonił swoją twarz i spojrzał na mnie zapłakany.

– Dlaczego? – zapytał cicho trzęsącym się głosem – Co zrobiłem źle? To przez to, że nie chciałem z tobą jechać? Dlatego że nie chciałem byś ty w ogóle tam jechał? Dlatego bo się nie odzywałem? – wymieniał domniemane przyczyny pełnym bólu głosem, a ja stałem zszokowany.

On się obwiniał, obwiniał za mój grzech, za mój błąd. Ta mała, niczemu niewinna istota szukająca sensu koszmaru, który ją spotkał szukał przyczyny w sobie, pomimo że jedynym winowajcą byłem ja.

– Żadna z tych rzeczy, to w ogóle nie ma nic wspólnego z tobą. To moja wina – powiedziałem cicho, czując nowo wyrastający w moim sercu kolec wyrzutów sumienia.

– Więc czemu? Dlaczego? – on nie chciał ustąpić, musiał poznać odpowiedź, tylko, że ja nie miałem pojęcia co mu odpowiedzieć.

– Ja nie wiem – przełknąłem ślinę, patrząc na umierające tuż przede mną piękno i dobroć, które sam zabiłem – Ja… Chciałem się upić, żeby na chwilę o tym wszystkim zapomnieć, by zapomnieć o naszej kłótni, o tym, że cię zostawiłem… ale nie mam pojęcia dlaczego pozwoliłem na to co stało się z Nevrą. Może… Może po prostu czułem się samotny, chciałem poczuć czyjąś bliskość… – nie wiedziałem czy właśnie to kierowało mną w tamtym czasie, ale żadna inna odpowiedź nie przyszła mi do głowy

Felis patrzył na mnie przez chwilę po czym powoli wstał i wbił we mnie, swoje spojrzenia, w który nagle zaczął pojawiać się gniew i jeszcze większe poczucie krzywdy.

– Czułeś się samotny? Ty czułeś się samotny?! A wiesz jak ja się czułem?! – był jednocześnie wściekły i skrzywdzony – Wiesz jak się czułem, gdy nagle oznajmiłeś mi że zamiast świąt ze mną wolisz lecieć do Paryża? Jak się czułem, gdy omawiałeś wszystko z Nevrą przez telefon? – spuściłem wzrok i pokręciłem powoli głową, byłem pewien, że to musiało być okropne uczucie ale nie wiedziałem jak bardzo, bo sam nigdy go nie zaznałem – A wiesz co było w tym wszystkim najgorsze?

– Nie – powiedziałem cicho, gdy nie kontynuował wypowiedzi najwidoczniej, czekając na moją odpowiedź.

– Że mimo wszystko ja cały czas łudziłem się, że może jednak zostaniesz. Łudziłem się, gdy pakowałeś walizkę, gdy wychodziłeś z nią z mieszkania, a także patrząc przez okno jak wsiadacie do taksówki i później… – przerwał, chcąc zapanować nad łamiącym się głosem, a po jego policzkach spływały wodospady łez – Łudziłem się w czasie, gdy ty zapewne przechodziłeś odprawę i w czasie, gdy twój samolot startował, w trakcie twojego lotu i jeszcze przez wiele godzin po tym jak już byłeś na miejscu. Cały ten czas marzyłem o tym, że za chwile staniesz w drzwiach mieszkania, przytulisz mnie i wszystko będzie dobrze… ale nie było. Ani nie było dobrze, ani nie było ciebie… byłem sam w święta.

Nastały kolejne minuty ciszy, po jego spojrzeniu wiedziałem, że chce coś jeszcze powiedzieć ale na razie nie potrafił. A może czekał aż to wszystko do mnie dotrze? Aż dotrze do mnie ogrom bólu, który mu zadałem, ale on docierał do mnie na bieżąco, sprawiając, że moje serce oplatały ostre ciernie.

– W końcu pogodziłem się z myślą, że nie wrócisz – kontynuował swoją historię już pozbawionym gniewu głosem – Wtedy przyszedł do mnie stryj i zaprosił mnie na Wigilie. Stałem w kuchni, słuchając go z myślą, iż robi to z litości.

– Nie zgodziłeś się – wtrąciłem, znając ten motyw opowieści.

– Nie, a wiesz dlaczego? – po raz kolejny pokręciłem głową – Bo wiedziałem, że to będzie jeszcze gorsze niż siedzenie tutaj samotnie. On byłby tam z Sebastianem, Anna byłaby z Adrianem, wszyscy inni goście byli by tam z kimś, tylko ja byłbym tam sam. Byłby piątym kołem u wozu zaproszonym z litości. Gdy skończyłem się łudzić, że wrócisz, zacząłem się łudzić, że może chociaż tęsknisz. Siedziałem przed telewizorem, oglądając relacje z wystawy z nadzieją, że moja nieobecność choć trochę na ciebie wpłynęła, po raz kolejny się rozczarowałem. Ty byłeś szczęśliwy, wesoły, uśmiechnięty. W towarzystwie Nevry odbierałeś gratulacje od krytyków, zupełnie nie pamiętając o tym, że wiele kilometrów stamtąd ktoś siedzi sam w domu i myśli o tobie, tęskni. A to nie koniec, ponieważ byłem tak głupi, że pomimo utracenia już dwóch nadziej pojawiła się we mnie trzecia: nadzieja że może chociaż zadzwonisz w święta… Czekałem z telefonem w ręku do pierwszej w nocy, ale jedyne co uzyskałem to potwierdzenie swojej głupoty.

Jego słowa mnie zszokowały. Przecież dzwoniłem do niego, dzwoniłem do niego kilkanaście a może nawet kilkadziesiąt razy, to on nie odbierał. Chciałem wyciągnąć telefon i pokazać mu spis połączeń, jednak przypomniałem sobie, że ten jest rozładowany.

– Dzwoniłem – powiedziałem praktycznie bez głośnie, wtedy Felis sięgnął do kieszeni swojego szlafroka, wyciągnął telefon i pokazał mi swój spis połączeń. Faktycznie nie widniało tam żadne połączenie ode mnie, nie miałem pojęcia jakim cudem tak było – Naprawdę dzwoniłem.

Brat pokręcił głową, zaprzeczając i schował komórkę z powrotem do kieszeni.

– Teraz chociaż wiem dlaczego… Miałeś ciekawsze rzeczy do roboty… Nie byłem ci do niczego potrzebny, bo znalazłeś sobie zastępstwo.