Rozdział 2

Wyszedłem spod prysznica po dobrej godzinie. Wyciągnąłem rękę, sięgając po ręcznik, cała drżała, jednak nie tylko ona. Całe moje ciało się trzęsło, przed oczami pojawiała się twarz Felisa, widziałem jak po jego policzkach spływają łzy, jak powoli kręcił głową, nie dopuszczając do siebie tego co się stało, jego oczy przepełnione bólem i odrazom względem mnie.

Wytarłem się, owinąłem ręcznikiem w pasie i wyszedłem z łazienki. Nevra siedział spokojnie w salonie, poczułem jego wzrok na swojej skórze, jednak ja nie byłem w stanie na niego spojrzeć. Podpierając się o ściany poszedłem do pokoju, znalazłem jakieś ubrania i pośpiesznie ubrałem je i zacząłem robić głębokie wdechy.

Musiałem się uspokoić, musiałem przemyśleć co dalej, musiałem znaleźć sposób by jakoś naprawić swój błąd i musiałem go znaleźć szybko. Wróciłem do salonu i pochwyciwszy kurtkę, swój telefon oraz portfel z dokumentami ruszyłem w stronę drzwi wejściowych, stałem już przed nimi, sięgając w stronę klamki, gdy tuż za moimi plecami rozległ się głos Nevry.

– Dokąd idziesz?

– Jak najdalej od ciebie – odpowiedziałem szybko i nacisnąłem klamkę, jednak nie zdążyłem uciec z pomieszczenia.

Nevra sprawnie przyszpilił mnie do ściany obok wyjścia i zamknął drzwi. Szarpnąłem się obrzydzony jego bliskością, jednak nic to nie dało. Spojrzałem w jego chłodne oczy, nie dostrzegłem w nich ani cienia wstydu, żalu czy skruchy, nic co świadczyło by o tym, że również żałuje tego co się właśnie stało, wręcz przeciwnie patrzył na mnie wzrokiem, który jasno dawał do zrozumienia, że chce kontynuować zabawę, którą mu przerwałem.

– Feliks wiem, że w pierwszej chwili mógł to być dla ciebie szok, ale jeśli tylko pozwolisz mi dokończyć to co zaczęliśmy to uwierz mi nie pożałujesz. Zaufaj mi – jego głos był taki uwodzicielski, otępiający zmysły, zupełnie jak jakieś magiczne zaklęcie odbierające wolną wole.

– Co…? Jak ty w ogóle możesz mówić takie rzeczy?! Przypominam ci, że od lat jestem w szczęśliwym związku i to co przed chwilą miało miejsce było z mojej strony okrutną zdradą, a ty chcesz bym…

Ponownie się szarpnąłem, jednak znowu nic to nie dało. Jego słowa mnie oburzały, napawały co raz większym obrzydzeniem. Jak mógł w ogóle mówić takie rzeczy, jak mógł o czymś takim pomyśleć. On zaśmiał się cicho i chwycił mój podbródek, delikatnie muskając kącik moich ust kciukiem.

– Zdrada? A niby wobec kogo, tego bachora, którego nazywasz swoim kochankiem? To śmieszne Feliksie – jego słowa mnie zamurowały, szok w który mnie wprawił był nawet większy od gniewu, który poczułem słysząc takie określenie pod adresem mojego brata – Już dawno powinienem był cię uświadomić jak nędzny jest ten wasz romans, jak nędzny jest ten twój durny, młodszy brat. Doprawdy nie rozumiem jak ktoś tak wspaniały, utalentowany jak ty mógł poczuć cokolwiek głębszego do kogoś takiego jak on.

Szok minął, a gniew narósł. Wyrwałem się z jego uchwytu i z całej siły uderzyłem go pięścią w twarz. Mężczyzna zatoczył się do tyłu z trudem unikając upadku. Po dłuższej chwili odzyskał równowagę i stanął wyprostowany, przecierając palcami górną wargę, na którą spływała krew wyciekająca z nosa. Spojrzał na ubrudzone posoką palce, nie ukrywając przy tym zdziwienie.

– Jak śmiesz – wysyczałem przez zęby, patrząc na niego z furią w oczach – Jak śmiesz mówić tak o nim i to jeszcze w mojej obecności?!

Na jego twarz wkradł się dziwny uśmiech.

– Taka jest prawda Feliksie, prawda którą w końcu powinieneś dostrzec i zaakceptować. Ten bachor nie zasługuje na ciebie, ogranicza cię. Ile wystaw odwołałeś przez niego? Ilu wywiadów nie udzieliłeś, bo spieszyłeś się do niego? On cię hamuje, nie docenia twojego talentu, nie docenia ciebie – mówił to tonem, którym stwierdza się fakty oczywiste jak to, że słońce świeci – Zasługujesz na kogoś lepszego, powinieneś być z kimś lepszym.

– Mam rozumieć, że masz na myśli siebie? – zapytałem kpiącym głosem, mierząc go wzrokiem – Podstępnego gada, który upija przyjaciela by móc zaciągnąć go do łóżka, bo wie że na trzeźwo nie ma u niego szans.

Nie czekałem aż odpowie, choć widziałem, że ma taki zamiar. Po prostu wyszedłem stamtąd, trzaskając drzwiami i czym prędzej ruszyłem do windy. Przez chwile bałem się, że on podąży za mną, jednak nie zrobił tego, co przyniosło mi ulgę.

Wyszedłem z budynku, a w twarz uderzył mnie chłodny podmuch wiatru. Pośpiesznie zapiąłem kurtkę by ochronić się przed zimnem, tyle dobrego, że ubrałem na siebie czarny, dość ciepły sweter, bo sama kurtka by mi nie wystarczyła.

Ruszyłem przed siebie, dokładnie przed siebie, nigdzie nie skręcałem, nawet nie rozejrzałem się przechodząc przez ulice. Po przejściu kilkudziesięciu metrów wyciągnąłem z kieszeni telefon, wybrałem numer do brata. Usłyszałem pierwszy sygnał i stanąłem w miejscu gdzieś po środku jezdni, zacząłem się zastanawiać co właściwie mu powiem, jeśli odbierze. „ Dobry wieczór kochanie właśnie zdradziłem cię z Nevrom?” – czy można usłyszeć coś gorszego od swojego ukochanego i to przez telefon, upadłbym niżej niż osoby kończące swoje związki po przez wiadomość tekstową.

Uświadamiając sobie jak nieprzemyślanie postąpiłem szybko rozłączyłem się i ruszyłem dalej przed siebie. Schowałem telefon i ręce do kieszeni zastanawiając się co mam zrobić. Nie mogłem tak po prostu zadzwonić i zacząć wyjaśniać, tak można robić, gdy zapomni się kupić chleba albo mąki, ale nie, gdy zdradziło się miłość swojego życia z osobą, o której tyle razu się mówiło, że jest tylko przyjacielem.

To była kolejna rzecz dobijająca w tej całej sytuacji, zupełnie jakby wyrzuty sumienia, wstyd i obrzydzenie do samego siebie wywołane tym co zrobiłem nie były wystarczająco przygniatające to wszystko to doprawiał fakt, że tyle razy śmiałem się z Felisa, gdy ten okazywał się zazdrosny o Nevre. Tyle razy mówiłem mu, że ma się nie wygłupiać, że przecież doskonale wie, iż kocham tylko jego, a Nevra to tylko przyjaciel, że nie ma się o co martwić… Ale jednak miał się o co martwić, jednak jego zazdrość była uzasadniona…

Usiadłem na jakiejś zimnej ławce przyciągając kolana do brzucha. Płakałem, płakałem słonymi, gorzkimi łzami próbując samemu sobie odpowiedzieć na pytanie dlaczego pozwoliłem by do tego doszło. Dlaczego nie zareagowałem wcześniej, jak w ogóle mogłem pozwolić na to by ktoś inny mnie dotykał, by mnie całował.

Nie potrafiłem znaleźć odpowiedzi, a skoro nie potrafiłem odpowiedzieć na to samemu sobie to co miałam zamiar powiedzieć bratu? Miałem tak po prostu stanąć przed nim spojrzeć mu w oczy i powiedzieć, że gdy on samotnie siedział w domu, ponieważ postanowiłem go tam zostawić ja zdradziłem go?

Nie znałem dobrej odpowiedzi. Wiedziałem tylko, że muszę jak najszybciej z nim porozmawiać, że muszę mu się do wszystkiego przyznać i po prostu modlić się by mnie nie znienawidził lub co gorsza nie zrobił czegoś sobie. Nie łudziłem się, że mi wybaczy, że po prostu wysłucha, uśmiechnie się i powie, że nic się nie stało, że to nie ma znaczenia. Felis był aniołem, któremu ktoś ukradł skrzydła, był przepełnionym niewinnością i dobrocią diamentem, ale nawet on nie udał by ślepego w obliczu takiej zdrady, chciałem tylko… marzyłem o tym by nie skreślał mnie całego, bym mógł jeszcze go przytulić… choć jeden raz.

Ponownie wyjąłem telefon i zacząłem szukać najbliższego lotu do domu. Chociaż w tej jednej rzeczy los okazał się łaskawy. Najszybszy lot do mojej ojczyzny miał się odbyć za trzy godziny i nadal można było kupić bilety. Zapłaciłem za bilety i udałem się w stronę lotniska.